Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/do-stac-sie.konin.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
mężczyźnie, który nazywa się Diaz, byłabym zobowiązana.

Wiedziała doskonale, że nie może jechać sama. Nie miała

mężczyźnie, który nazywa się Diaz, byłabym zobowiązana.

robisz. Nie lubię być manipulowana.
oczyma na intruza. Nawet nie mrugała. Milla dotknęła uspokajająco
poszukiwanego - ale na pewno będzie potrzebowało wody i chętnie
razem z nim, ale nie chciała wracać do sypialni i gapić się na cztery
rana.
mógł sobie wrócić z każdego miejsca w kraju w przeciągu kilku
najszczęśliwsze. Wyglądało to raczej na duży szałas zbudowany ze
w piątym miesiącu ciąży z Linneą, Diaz zaczął działać jej na nerwy

Winborn stała w drzwiach aż do chwili, gdy chłopiec znalazł się
Paso niezwykle irytowało miejscowych pracowników centrali). A to
zauważyła, że we włosach Milli pojawiła się jasna, prawie biała
zapominała o tej różnicy. On nie grał po stronie dobra.

pocałunków, intymnych zwierzeń w świetle księżyca. Tylko jej wzrok

domu i ruszyła w niewiadomym kierunku. Znaleziono ją po godzinie.
historie.
podczas gdy Milla ograniczyła się do zbierania funduszy, co też
nazwiskiem. W takim układzie podanie numeru komórki nie mogło
wspólnych znajomych, wymieniając plotki. Rip wtrącił kilka słów, ale
Wyjął komórkę i zadzwonił do kogoś - pewnie do chłopaka od
od razu poznawał jego poharataną twarz. Ta kobieta narobiła mu
uśmieszek.
- Nie ma mowy! - szarpnęła się. - Jeśli wpadnę do wody to
nią kolana, ale ojciec postawił ją na nogi. - Nie bij mnie! Znowu dostała pasem. Poczuła potworny ból. - Tatusiu, nie! - Szlochała i błagała, ale nie chciał jej puścić. - Nareszcie oberwiesz! Podniósł prawą rękę, ale zamarła w powietrzu, bo otworzyły się szklane drzwi. Jego dłoń głucho uderzyła o ścianę. Do domu wpadła Lily z wiadrem fasoli z ogrodu w jednej ręce i nożem rzeźniczym w drugiej. Była wściekła. Ciemne oczy błyszczały ze złości. - Puść ją. - Lily ledwie poruszyła wargami. Nozdrza drżały jej od tłumionej furii. Isaac prychnął. - Nie będziesz mi grozić, Indianko. - Puść ją. - Lily zacisnęła usta. Wpatrywała się w niego z taką nienawiścią, że Sunny była przerażona zachowaniem obojga rodziców, chociaż to ojciec cały czas trzymał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać. - Ona mnie nie słucha. Uczę ją posłuszeństwa. - A ja cię tak nauczę, że już nigdy nie zrobisz jej krzywdy. Roześmiał się, ale nieco rozluźnił uścisk. Sunny odwróciła się. Mogła swobodnie poruszać nogami. Wywinęła się ojcu z rąk, ale poślizgnęła się i upadła twarzą na lepką podłogę. Isaac wyładował złość na żonie. - Zapłacisz mi za to, Indianko. - To, jak mnie traktujesz nie ma nic wspólnego z nią. - Wiadro wyślizgnęło się Lily z rąk. Długa błękitna fasola rozsypała się po brudnej podłodze. Ciemne palce matki ściskały nóż. - Zabiję cię. - Usta ojca wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu. - I co ona wtedy zrobi, co? - Wskazał kciukiem na córkę. - Będzie musiała zająć się tym, co ty, prawda? Odwalać brudną robotę. Ja się ożenię z miłą białą kobietą. Młodą, która będzie robić to, co jej każę i urodzi mi synów, a twój dzieciak będzie naszym małym niewolnikiem. Lily chwyciła nóż obiema rękami, zaciskając długie palce na kościanej rękojeści. Patrzyła na niego zimnym wzrokiem. Zaczęła powtarzać indiańskie słowa, których Sunny nie rozumiała. Z twarzy Isaaka zniknął głupkowaty uśmiech. Cofnął się o krok i upuścił pasek. Sprzączka uderzyła o podłogę. Dziwna litania trwała. Sunny wyciągnęła rękę i podniosła wstrętny stary pasek. - Nie rzucaj na mnie swoich indiańskich przekleństw - wymamrotał Isaac, odsuwając się od żony. Potknął się o krzesło. Słowa płynęły dalej. Były ciche i łagodne. Toczyły się jak głaz ze wzgórza. - Na miłość boską! Kobieto, co ty mi robisz? Isaakiem szarpnęło do tyłu, jakby pchnęła go niewidzialna siła. Zachwiał się na nogach. Jęknął przeraźliwie i złapał się za klatkę piersiową. - O Boże - wyszeptał. - Słodki Jezu, ona zwariowała. Ratuj mnie. - Kolana ugięły się pod nim i upadł na zalaną mlekiem podłogę. Miał siną twarz. Trzymał się za serce. - Zadzwoń po pogotowie! - wystękał, ale Lily, nie przerywając litanii, cofnęła się o krok. Bosymi stopami rozdeptała fasolę. Trzymała w górze nóż i zawodziła rytmicznie. - Sunny, pomóż mi! - krzyknął Isaac. - Cholera, pomóż mi! Nie mogła tak stać i patrzeć jak ojciec umiera. Podbiegła do telefonu i wykręciła numer. - Mój tatuś umiera - krzyknęła do słuchawki. - Proszę! Pomóżcie nam! - szlochała tak, że ledwie można było ją zrozumieć. - Mój tatuś umiera! Lily nie zrobiła nic, żeby ją powstrzymać, ale też nie pomogła jej. Przyglądała się walczącemu o życie mężowi. - Przeklęłaś mnie! Gdy przyjechała czerwona karetka na sygnale z ochotnikami ze straży pożarnej, Isaac już nie żył. Reanimacja nic nie pomogła. - Miał słabe serce - powiedziała spokojnie Lily, nawet nie udając żalu. Mocno przytulała Sunny. - Ale dzisiaj bardzo się zdenerwował. Stracił krowę i cielaka. Wrócił do domu i wściekł się na Sunny, bo rozlała mleko. Byłam w ogrodzie i zbierałam fasolę, kiedy dostał ataku. Zadzwoniłyśmy natychmiast po pogotowie. Nie dało się go uratować. - Tak było? - spytał Sunny wysoki, szczupły mężczyzna, który palił papierosa. Zapłakana dziewczynka pokiwała głową, choć wiedziała, że to kłamstwo. Myślała, że za karę padnie trupem albo Bóg uczyni ją niemową. Skłamała, bo inaczej matka poszłaby do więzienia, a ona zostałaby sama. Lily nie zmieniła swojej wersji. Trzy dni później Isaac Roshak został pochowany w grobowcu rodzinnym. Sunny nigdy nie zapomniała, Jaką moc miała jej matka. Od tego czasu z szacunkiem traktowała fiolki z proszkiem w szafce matki, swoje wizje i indiańsko-cygańskie pochodzenie. Nie miała wątpliwości, że to matka zabiła ojca. Tak, jakby wbiła magiczny nóż w jego serce.
Poczuła ręce Diaza chwytające ją pod ramiona. Mężczyzna
- Przejeżdżamy przez granicę czy przekraczamy ją pieszo?
tam, dokąd trudno było się dostać z El Paso. Rzuciła okiem na
- Uśmiecham się czasem - odparł, jakby zdziwiony, że tak ją to
395

©2019 do-stac-sie.konin.pl - Split Template by One Page Love